.

Image Map

wtorek, 27 grudnia 2011

DZIEŃ 2 - cewnikowanie

Nocka nie przespana, nie dość że kozetka twarda i mała,to Bąblinka darła japkę całą noc. Nad ranem przyszła pielęgniarka powiedziała, że cewniki zaczynają się od 9 więc czekamy. Później pani z zabiegowego, że za pół godziny nas będą zabierać. Następnym rannym gościem był doktor Moszura prosił o podpis. Zuzia zjechała na zabieg w swoim szpitalnym kadilaku, weszłam razem z nią, kazali ją rozebrać. Gdy widziałam jej oczka, które powoli się gdzieś zatracały serce mi pękało... Kazali mi opuścić sale i już oni przenosili te bezwładne Zuziowe ciałko na stół....
Tak wyglądała chwilę przed zjazdem na zabieg...




Te oczekiwanie i obawa, że coś poszło nie tak potrafią człowieka dobić oj potrafią...W czasie gdy Zuzię cewnikowali, ja poszłam się wykąpać, krzątałam się cały czas i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Poszłam więc na POP - myślałam, że dowiem się czegoś, choćby tylko tego czy wszystko jest ok. Najbardziej bałam się, że nie przeżyje...:( Niestety nikt nie dał mi odpowiedzi kazali czekać na dr Moszurę,  który robił cewnikowanie.
 Wróciłam na kardiologię, ale usiadłam tuż przed wejściem. Nie wiadomo skąd pojawił się prowadzący razem z Moszurą. Jedyne co udało mi się dowiedzieć to tyle ( było chwilkę po 10 ) , że cewnikowanie się powiodło i mała leży na POP-ie zaintubowana. Kazali czekać na telefon.
Dalej nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, tysiąc myśli ani się do kogo odezwać ani nic. Pustki takie, każdy pozamykany w tych izolatkach i na salach, nie to co w październiku. Postanowiłam się przejść do Kerfura..;D. Gdy  wróciłam małej nadal nie było..:(
Pani z dzisiejszej zmiany kazała mi jak najszybciej złapać prowadzącego i dowiedzieć się co i jak.. I udało się...mówił, że był mały "problem" bo spadło jej ciśnienie ale podali jej dopaminę. Poza wszystko szło dobrze...sprawdziło się to co wyczytali na echu ale znaleźli coś jeszcze co podobno nie ma większego znaczenia..Wszystkiego dowiem się pewnie na rozmowie z prof.Mollem.
Po wszytskim wchodzi jedna z najfajniejszych pań tutaj pracujących i mówi, że zjeżdżamy po mała. Od razu pojawił się uśmiech na mojej twarzy..i jedyne o co zapytałam czy już jest trzeźwa ;D Gdy po nią zjeżdżaliśmy czułam nieziemską ulgę, że ją zobaczę mojego Pierdziuszka.:* Kazali mi poczekać przed POPem a sami poszli po Zuzula. Nie było ich może z 10 min, a dla mnie była to cała wieczność..! Jak ją przenosili tak mi się wydaje zaczeła płakać od razu wiedziałam, że to moja Zuzi mimo, że przez zamglone drzwi nic nie było widać. Wyjechali! Uf.. bidulinka z odlatującymi oczkami, ale cała i przy mnie!! To się dla mnie tylko liczyło... Tak wyglądała po cewnikowaniu....




Co najlepsze chciała jej pani zabiegowa podać jakiś lek dożylnie ( drogę miała w szyjce ) próbuje i próbuje i się nie da. Trzeba było wymienić.  Gdy weszłyśmy do zabiegowego panie dziabające poznały tą Zuzie bez żył. Straszny problem mają żeby się jej wkłuć. Tym razem było tak samo. Tak dziś wymęczyły bidulkę, kuły i kuły i nic. W końcu przyszła inna pielęgniarka i zrobiła co miała. Udało się!:D  Dodatkowo dostała zastrzyk w brzuszek jakiś zakrzepowy. Dzisiaj Zuzol nacierpiała się za wsze czasy. Oby tylko profesor coś wymyślił...!
Do godziny 16:50 nic się już nie wydarzyło więc gdy coś nowego się stanie dopisze...


Ps

Wielkie dziękuje dla wszystkich którzy zostawiają swoje komentarze. Są one niczym plasterek na ranę. Szczególnie, że jetem tu tylko ja i Zuz. Wielkie buziaczki dla Was..!