.

Image Map

wtorek, 29 stycznia 2013

O rybka! czyli niedzielny wypad do Aquarium...

Wybrałyśmy się z Ziutkiem do Dingle. Nigdy tam nie byłam i mimo iż jestem początkującym kierowcem postanowiłam się tam z młodą zabrać:)  Jechaliśmy dość długo z małym postojem na kanapkę :) Tuż przed Dingle zatrzymaliśy się żeby popodziwiać. Nie licząc faktu, że żeby otworzyć drzwi z auta potrzebowałam małej pomocy, i że wiało tak, że prawie nas zwiało było pięknie. Duże fale, które pojawiały się i znikały, a do tego słoneczna pogoda. Po prostu pięknie!! 


Gdy dojechaliśmy na miejsce zobaczyliśmy mały budynek i lekko się rozczarowałam, ale po to przyjechaliśmy żeby zobaczyć co tam w środku jest. Samo Aquarium znajduje się przy porcie lecz gdy tam dojechaliśmy już słońca nie było więc widoki też gorsze:) Po wejściu do środka od razu mi się spodobało i Zuzi chyba też. Najlepiej byłoby położyć ją na podłodze i sama by wszystko zwiedziła. To było nowe przeżycie dla małej, nigdy nie widziała takich rybek. Wiele z nich było większe od niej samej :)


W największym akwarium była ławica jakiś rybek  (nie wiem co to za rybki bo się nie znam;d ) 2 rekiny, płaszczka która non stop przylepiała się do szyby. Później pojawił się jeszcze duży stary żółw i mała płaszczka.


Najładniejszym miejscem w całym Oceanarium była sala Pingwinkowa. Była śliczna i miała takie okienka w których można było poczuć bliskość z pingwinami. Szalone te Pingusie pływały od prawa do lewa i tak cały czas. Chyba trafiliśmy na pingwini maraton :)


Tak więc mam nadzieję, że częściej będziemy jeździć na wycieczki bo to sama przyjemność :) Jedynym minusem całego wypadu było to, że trwał za krótko. Mimo wszystko warto było. Warto było zobaczyć wszystko co Aquarium miało do zaoferowania, porę karmienia ospałych rekinów, które wydawały się roślinożerne, połykającą rybki płaszczkę i agresywnego żółwia. Było pięknie :)



sobota, 26 stycznia 2013

moja Primabalerina :)

Nasz wylot do Polski zbliża się wielkimi krokami, szczerzę powiedziawszy nie mogę się doczekać. Pierwsze 10 dni spędzimy u siebie na Śląsku, później wyczekiwany turnus rehabilitacyjny, który ma trwać 2 tygodnie. Po powrocie z turnusu jak zawsze na najwyższym biegu - lekarze, rehabilitacja, kontrola w Łodzi - i to wszystko w 16 dni. Pewnie fizycznie nie odpocznę, ale psychicznie na pewno :)

W tym roku w Polsce troszkę śniegu jest więc mam nadzieję, że się załapiemy na zjazd na sankach :) Zuza jeszcze nigdy nie była na sankach mimo, że ma już 2 i pół roku. Tak więc zimo bądź i daj nam duuuuużo śniegu!!

Zuza nosi cały czas swoje aparaty mimo tego, że cały czas uparcie je ściąga. Wiadomo potrzebuje czasu żeby się do nich przyzwyczaić -  nie od razu Rzym zbudowano. Małymi kroczkami do przodu.


W tym roku jeden jedyny raz (póki co) spadł śnieg w Irlandii, mam nadzieję że nie ostatni!:D  Było pięknie choć tylko kilka godzin.


Ostatnio miałam okazje opowiedzieć naszą historię i opisałam ja ----->TU.. Do przeczytania następnym razem. :)

czwartek, 17 stycznia 2013

hura! chyba słyszymy lepiej...

Dostaliśmy aparaty słuchowe, nareszcie!! Sama wizyta w centrum audiologi przebiegła całkiem znośnie. Początkowo kilka dodatkowych testów, później opowieści pani Mary na temat użytkowania aparatów. Trwało to może z półtorej godzinki i Zuza już była zaopatrzona w swoje dinksy!:D Dostaliśmy pakiet startowy dla dzieci taki o! Piękna torebeczka :D  pudełko wysuszające plus 2 tabletki, gruszka do czyszczenia, miernik baterii, coś do sprawdzania aparatów, naklejki na aparat, ulotka i zawieszka żeby tego drogiego sprzętu nie zgubić.O to nasze aparaciki : Phonak naida v sp. Najśmieszniejsze, a zarazem najtragiczniejsze jest to, że aby w Polsce dostać takie aparaty trzeba za nie zapłacić całkiem sporą sumę od sztuki 4950 zł, a tutaj pomagają niedosłyszącym dzieciom i dają je za darmo. Coraz częściej przekonuję się,że Irlandia jest krajem pomagającym niepełnosprawnym w tym i tak ciężkim życiu. Mimo, że często mamy pod górkę to i tak jest dużo łatwiej niż w Polsce. Minusem mieszkania tutaj jest brak tak dobrych specjalistów jakich mamy na Ojczyźnie.

Efektów jako tako nie ma dużych - jak na razie. Mówiono nam, że może zacznie więcej gaworzyć - niby gaworzy, ale czy więcej? Potrzebujemy czasu co by Ziuta się przyzwyczaiła i zorientowała, że to jej pomaga. Oczywiście nie podoba jej się to zbytnio i próbuje ściągać.



Pisałam już kiedyś, że Zuz ma opiekunkę. Syn Agi
posiadał pewną zabawkę, którą Młoda sobie
upatrzyła. Postanowiłam jej ją kupić. Trafiłam
jeszcze na małą przecenę, czyli upiekłam dwie
pieczenie na jednym ogniu.



<--- to ta zabawka. Póki co z hulajnogi nie
korzystamy, bo jeszcze nie potrafimy :) , ale jako
jeździk działa idealnie. Mimo tego, że Ziutka odpycha się tylko do tyłu to czasami uda jej się
poruszyć do przodu. Kwestia wprawy - więc
ćwiczymy.

Przez ostatnie dni Mała wariuje, ma bzika na moim punkcie. Wystarczy tylko, że zniknę jej z oczu i już wielki krzyk. Wczoraj zasnęła około 21 i od godzin 1 do 4 pokazywała od czego ma głos, teraz też marudzi :) ale jak tu być złym na taką Popierdziołe.

Cuda technologii jakie mamy w tych czasach też ją interesują. Najbardziej klawiatura i telefon gdzie może powykrzywiać swoje paluchy. W roli tej na poprawianie sprawności Zuzi dobrze spisuję się ja - tak ja!:D Mmm uwielbiam gdy ciągnie mnie za włosy, gdy wpycha mi ręce do buzi lub gdy jej zwinne paluchy wędrują w moje nosowe dziurki :D oh jakie to przyjemne!:D

 Dodam kilkanaście fotek z wczoraj :)


Poniżej foty testowania któryś dzień z kolei Zuziulowej Zebry .


No i na sam koniuszek kilka zdjęć mojej modeleczki z dzisiaj jak miała jeszcze dobry humor :D


To na tyle papa!:D